niedziela, 4 sierpnia 2013

Przeprowadzka (to nie taka prosta sprawa)

I stało się. Od tygodnia mieszkamy w naszym nowym mieszkanku. Hmm, w zasadzie to nie do końca jest nasze i nie do końca jest nowe, ale i tak jest pięknie! Ale zanim o tym, jak jest pięknie, napiszę o tym, jak było niełatwo ;-)

Przy przeprowadzce widać, ile gromadzimy rzeczy. Każdy ma swoją manię zbierania; ja z uporem maniaka kolekcjonuję ubrania (dla przykładu, mam 12 sukienek, 14 par spodni długich, 8 par spodni krótkich i niepoliczoną ilość butów), a mój P - książki i ciekawe numery National Geographic (27 numerów i wygląda na to, że najciekawsze artykuły pisano w latach 1999 i 2000, bo nowszych numerów nie ma). Rozpakowywanie naszych skarbów zajęło nam 3 dni, ale szczęśliwie wszystko znalazło swoje miejsce. Mieszkanko, pomimo niewielkiego metrażu ma kilka miejsc (ogromny pawlacz, pudła, piwnica) w których można upchnąć, rzeczy np sezonowe i nie denerwować się, że wyłażą z szafy ;-)

Kolejną trudnością, z którą musieliśmy sobie poradzić był transport. Do tej pory mieszkaliśmy osobno w dwóch różnych zakątkach Warszawy. Oprócz ubrań i książek, trzeba było przewieźć też sofę, komodę, dwa rowery, krzesło... zwykły samochód by tego nie pomieścił. Chcieliśmy wynająć bagażówkę, ale najtańsza za ten kurs wzięłaby około 200 zł, a wiadomo dwie stówy piechotą nie chodzą. Na szczęście mój P. wpadł na genialny pomysł wynajęcia przyczepy ze stacji Statoil. Za cały dzień przyjemności jeżdżenia z przyczepą zapłaciliśmy 50 zł i udało nam się wszystko przewieźć bez żadnego problemu :-) (oczywiście z pomocą naszego świadka, pana W.)

Dziś spędzamy pierwszą niedzielę sami w naszym mieszkanku. Powoli doprowadzamy je do stanu, w którym mój zmysł estetyczny rozsiada się w fotelu i z uznaniem potrząsa głową, mówiąc "no, no. no!".

Poniżej kilka fotek z przeprowadzki.

Kot: "O, przywiozłaś pudła, będziemy się bawić?"

"Niema mnie!"



"Zabierz mnie ze sobą, będę grzeczna, I promise!"

Część rzeczy czekających na chłopaków z przyczepą.

Przyczepa i część(!) moich rzeczy jeszcze przed "starym" blokiem

piątek, 19 lipca 2013

Temat przewodni - temat do przemyślenia.

Jako osoba lubiąca wszelkie nowinki designerskie, wdrażam się ostatnio w temat wesel, a co! Czytam, co jest na czasie a co passé. Chciałabym, żeby nasze wesele było eleganckie i z klasą. Kiedy mówię o mojej koncepcji przyjaciółkom, spoglądają sceptycznie: ale jak to? Wesele? Klasa? Przecież wesele to wiejska tradycja! Hmm... no ok, tradycja tradycją, ale dlaczego nie odświeżyć tradycji odrobiną nowoczesności? Myślałam, dumałam (zamiast pisać mgr, o losie!) i wymyśliłam, że włączę do wesela motyw przewodni! No tak, ale jaki...? W Sieci natknęłam się na wesela tematyczne: 

W stylu hinduskim


W stylu eco


Baśniowe wesele


Wesele arystokratyczne


Jest też dużo pomysłów wesel z dominacją jednego koloru. 

Wesele niebieskie


Wesele różowe


Wesele złote


I tak, przyznaję, każda z tych stylizacji ma swój urok, ale żadna z nich w całości nie przypadła mi do gustu. Wszystkie można opisać w trzech słowach ZA - DUŻO - TEGO (i pewnie za drogo). Ech, i cała moja koncepcja legła w gruzach. Na szczęście nie do końca! Myślałam, myślałam i wymyśliłam własny temat wesela :-D Nazwałam go pasteLOVE cytaty, hehe. Moja koncepcja wygląda następująco: na stołach ramki z fajnymi i niebanalnymi cytatami o miłości, szczęściu, cytaty z filmów, albo nasze własne słowa, które kiedyś wypowiedzieliśmy (tak, tak, mój P. ma na kompie plik w którym zapisuje takie perełki). Nad parą młodą będzie wisiał napis "JUST MARRIED", mniej więcej taki:


Na ścianach znajdą się nasze fotografie, których mamy hoho i jeszcze trochę ;) Winietki dla gości będą chorągiewkami wetkniętymi w ciasteczka, zwane makaronikami - myślę, ze to jeszcze mało popularny ale fajny i smaczny (!) pomysł.


Sala, którą wybraliśmy ma dostęp do małego ogródka na którym stanie kwadratowy namiot. Myślę, że fajnie będzie wyglądało, szczególnie w nocy, kiedy na trawie ustawię świece w słoikach :-) 
Mam jeszcze kilka pomysłów na detale związane z wystrojem sali, ale na razie zachowam je dla siebie, żeby goście mieli niespodziankę :-p

Wczoraj próbowałam przedstawić koncepcję pasteLOVE cytaty mojemu P. (żeby go nie wystraszyć, nie użyłam tej nazwy), chciałam, żeby sobie wyimaginował w głowie to, co do niego mówię. Wybrałam jednak kiepski moment, bo P. był głodny i kiedy doszłam do tematu słoików, spojrzałam na niego a on ze wzrokiem nie zdradzającym żadnej myśli patrzy w okno! Wyłączył się, dziad jeden! Albo myślał o tym, co zwykle w słoikach się znajduje - konfitury, domowe weki, kompociki mniam! 
No cóż, nie każdy ma taką wyobraźnię, jak ja! :-P hihihi!

A na koniec, żarcik-anegdotka: 


 Udanego weekendu! :)

niedziela, 14 lipca 2013

Sala znaleziona, termin zaklepany - czyli przygotowania do zmiany statusu związku ruszają!

W ten weekend byliśmy u moich rodziców w uroczym miasteczku - Łowiczu. Postanowiliśmy, że ze względu na ceny i - nie ukrywam - znajomości zorganizujemy ślub i wesele właśnie w tam. Bardziej doświadczeni w temacie zaślubin znajomi radzili: najpierw sala, potem ksiądz. No więc, najpierw sala. Cały wczorajszy dzień poświęciliśmy na szukanie sali idealnej. Sala idealna, w naszym mniemaniu:

  • jest gustownie urządzona
  • jej cena nie jest zaporowa
  • ma klimatyzację - to wymóg mojego P. ;-)
  • nie mieści się pośrodku niczego
  • ma miejsce gdzie można wyjść i się przewietrzyć
  • obsługa jest otwarta na nasze sugestie zmian

Znalezienie sali idealnej nie było proste... Widzieliśmy miejsca, które od lat '90-tych wcale się nie zmieniły (na podłogach niebieskie płytki PCV, na suficie balony i pasy materiału, przy stołach metalowe stołówkowe krzesła - brr!), widzieliśmy urocze dworki skąpane w zieleni, wyłożone marmurami i z... cenami mocno za wysokimi, miejsca ciemne, przytłaczające, modne ale mocno przereklamowane, śmierdzące (!) lub dopiero w stanie surowym (choć z ogromnym potencjałem). Dużo by wymieniać. Żeby Was nie przytłaczać nadmiarem niepotrzebnych informacji i pseudoreklamą, opiszę dwa miejsca. Pierwsze ku przestrodze, drugie to, na które się zdecydowaliśmy.

A zatem przestroga. Jeśli jesteście z okolic Łowicza (zakładając, że jesteście w ogóle) i planujecie przyjęcie weselne, na pewno traficie do sali weselnej Wiedeń. My, pod koniec całodziennego zwiedzania takich miejsc, również tam pojechaliśmy. Weszliśmy na salę, która była w całości pootwierana i żadnego człowieka nie było widać ani słychać. Mój P. zażartował, że moglibyśmy wynieść cały karton wódki (która stała niedaleko wejścia) i nikt by nie zauważył. Po dłuższej chwili czekania i mojego "tup tup tup" w szpilkach po parkiecie przyszła pani właścicielka z miną obrażonej królewny. I tak też nas przyjęła - jej sposób bycia, ton głosu i ta mina mówiły: "co wy tutaj robicie, gnoje?!". No, ale po całodziennym zbieraniu informacji o salach, postanowiliśmy dopytać, co ma nam do zaoferowania. Bogato i syto. To główna dewiza tego miejsca - 8 gorących posiłków w 6 wejściach. Przeczytaliśmy menu i stwierdziliśmy: bez sensu, chcemy zrezygnować z dwóch posiłków. I wtedy okazało się to praktycznie niemożliwe! Bo... goście będą głodni, bo... cena nie jest "obniżalna". Umowy też byśmy nie dostali, bo "po co nam ona". Na koniec rzuciliśmy okiem na pokoje BEZ okien i opuściliśmy lokal. Nie polecam.

A co polecam? Restaurację Stara Łaźnia, położoną 500m od Rynku Starego Miasta w Łowiczu. Restauracja mieści się w budynku z 1902 roku, w którym przed wieloma latami znajdowały się prysznice, pokoje z wannami i pokoje parowe - czad! Obecnie budynek przeszedł remont generalny i jest bardzo elegancko urządzony, zawiera też elementy folkloru łowickiego. Urzekł nas. A właściciele? Bardzo konkretni, rzeczowi, przedstawili nam kilka dobrych rozwiązań i poświęcili nam tyle czasu, ile potrzebowaliśmy. A cena nas nie powaliła :-)  Lokal został więc wstępnie zarezerwowany.

Kolejną rzeczą, do załatwienia była rozmowa z księdzem. Z tym też nie było problemu. Ksiądz podał nam również numery kontaktowe do par, które biorą ślub w tym samym dniu, co my. Dzięki temu nie będzie problemu, żeby podzielić koszty wystroju Kościoła na 3 :-)

Podsumowując, weekend był owocny: świetna, niebanalna sala, ładna data i godzina ślubu ;-) i jesteśmy HAPPY! Poniżej zdjęcia naszej łaźni ;)







(źródło zdjęć: www.facebook.com/restauracjastaralaznia)

niedziela, 7 lipca 2013

Detale. Inspiracje.

Dziś krótko o czymś, co ostatnio zajmuje moje myśli - urządzanie naszego gniazdka! Na razie jedynie w wyobraźni i na papierze, ale to już coś! ;-) W naszym mieszkanku będzie dominował kolor biały, przełamany limonkowymi i różowymi dodatkami. Przeprowadzka dopiero za trzy tygodnie, ale ja już nie mogę się doczekać! Poniżej inspiracje :)

Taki oto plakat chcę umieścić na komodzie w korytarzu. Na komodzie znajdzie się też pojemniczek na klucze i może coś na pocztę.

Albo w wersji czarnej (jeszcze nie zdecydowałam):

Nad łóżkiem w sypialni nakleję taką naklejkę:


Natomiast w kuchni, przy ekspresie do kawy, znajdzie się taki oto napis w ramce wielkości A4 (ponieważ kawa to jedna z moich miłości):


Mieszkanie jest w kamienicy, ma wysokość 3m, więc jest dużo miejsca na ścianach. Myślę, że na jednej z nich powiesimy obraz namalowany przez mojego tatę-artystę.
Podobają mi się również grube, ciężkie zasłony, najlepiej białe, zebrane po bokach okna, będą idealnie pasować do salonu.





W salonie ustawimy jasny narożnik na na nim poduszki w stylu skandynawskim i prowansalskim, w jasnych kolorach z dodatkiem limonki i różu.





Musimy dokupić parę drobiazgów (lustro, szafkę do łazienki, dywany). Przeglądając ostatnio Allegro i katalog IKEI doszłam do wniosku, że nawet proste meble są dość drogie, szczególnie jeśli kupuje się wszystko w jednym czasie. Dlatego wymyśliłam, że poszperamy na targach staroci, czasem można znaleźć tam prawdziwe perełki za grosze! 
Oj, już się nie mogę doczekać! :-D


Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście pochodzą z Internetu i nie są mojego autorstwa.

sobota, 6 lipca 2013

Do what you love



Dziś słów kilka o tym, co lubię. Co drugi dzień staram się biegać. Mój dystans to ostatnio 8 km, czasem 10 km, ale udało mi się przebiec nawet 15 km. Zwykle trening zajmuje mi około godziny (oczywiście w zależności od dystansu). Moim celem jest udział w półmaratonie i wiem, że kiedyś go osiągnę, na razie jednak biegam dla przyjemności :-)
A w związku z tym, że niedługo wyprowadzam się z Pragi, postanowiłam uwiecznić moje ulubione miejsca biegowe. Najczęściej biegam nad Wisłą, wbiegam na mosty, okrążam ZOO, robię kółeczka w Parku Sakryszewskim... Zakładając, że po drugiej stronie monitora ktoś jest i to czyta, informuję, że co jakiś czas będę wrzucać wpisy biegowe, żeby nie zanudzać nimi jedynie przyjaciół z fejsbuka :-D


Poznajecie? W oddali widać Zamek Królewski, zdjęcie oczywiście z praskiej strony Wisły.







Most Świętokrzyski z nietypowej perspektywy - od dołu :-P


Biegnę sobie ostatnio moją stałą trasą nad Wisłą i nagle słyszę (pomimo słuchawek na uszach) znajome rytmy... Im dalej biegnę, tym muzyka staje się głośniejsza... Dobiegam na plażę przy moście Poniatowskiego a tam kubańska muzyka na żywo!  Okazało się, że trafiłam na koncert REI CEBALLO & CALLE SOL - "najlepszej w Polsce i jednej z najlepszych w Europie", kubańsko-polskiej orkiestry salsowej! 
Cóż, trening mi się trochę przedłużył 




Oj będzie mi brakowało tej zaskakującej Pragi...


Na koniec treningu endorfiny wzięły górę :-D

czwartek, 4 lipca 2013

Zmiana nr dwa: przeprowadzka (a właściwie szukanie nowego lokum)



No tak, jesteśmy z moim P. po maratonie po mieszkaniach do wynajęcia. Objechaliśmy 6 mieszkań i chyba zdecydujemy się na ostatnie, które widzieliśmy. Myślę sobie, że takie wybieranie mieszkania jest trochę, jak zakup nowych szpilek. Zarówno buty, jak i mieszkanie trzeba sprawdzić pod kilkoma kątami: 

  • podoba mi się? (szpilki: chyba nie muszę wyjaśniać)
  • jest funkcjonalne? (szpilki: wygodne)
  • jest w dobrej lokalizacji? (szpilki: dobrej firmy)
  • czy coś można zmodyfikować w wystroju? (w szpilkach: wkładka, rozbicie itp ;-) )
I co? Same analogie, prawda? :) A zatem, biorąc pod uwagę fakt, że mój P. jest antyfanem zakupów, obawiałam się, że podczas oglądania mieszkań też będzie marudził i w końcu sobie znajdzie ławeczkę na której poczeka, aż ja coś wybiorę (jak w centrum handlowym). Jakie było moje zdziwienie, kiedy ani nie marudził, ani nie był znudzony a nawet zadawał rzeczowe/techniczne pytania, które by mi nawet do głowy nie przyszły! Podobało mnie się to.

Jak pisałam na początku, chyba wybraliśmy naszą idealną parę szpilek. Mieszkanie na Mokotowie, 500m do metra, w przedwojennej kamienicy z widokiem na podwórko, ładne meble, AGD i przyjazne zwierzakom (choć żadnego nie posiadamy, to istotna informacja ;-) )! Jeszcze dopieszczamy szczegóły umowy i komfortu mieszkania, ale jak podpiszemy umowę, wrzucę fotki i się pochwalę.
A jak przebiegały nasze poszukiwania?
Korzystaliśmy ze znanego serwisu Gumtree. Tam ustawiliśmy interesujące nas kryteria wyszukiwania i codziennie odświeżaliśmy stronę. Żadne dodane ogłoszenie nie uszło naszej uwadze! Wybraliśmy sześć mieszkań: pierwsze- daleko, w przybudówce, małe i bardzo duszne (jak niewygodne szpilki od Chinola). Drugie - w przepięknej okolicy, w nowym domu wielorodzinnym, wykończone w wysokim standardzie, ale... małe! Idealne dla biznesmena na rowerze (bo nie ma gdzie trzymać samochodu), ale nie dla pary z samochodem i rowerami (jak za małe szpilki od D&G). Trzecie - duże, w starym bloku i... fatalną depresyjną kuchnią - nic dobrego bym tam nie ugotowała, najwyżej kanapki :-p (jak zniszczone szpilki Prady z lumpeksu) Czwarte - w dobrej lokalizacji, w fajnej okolicy, nieźle wyposażone, choć trochę zagracone, ale... nie zaiskrzyło (jak niezłe szpilki od Zary), choć potencjalnie braliśmy je pod uwagę. Piąte - nad Wisłą, na 14 piętrze z super widokiem ale gorące i spać musielibyśmy osobno, bo duże łóżko do małego pokoju nie wejdzie (znów za ciasne szpilki!). I w końcu szóste, dla nas chyba szczęśliwe - zobaczycie na zdjęciach (zakładając, że ktoś to czyta i nie poległ w trakcie) jak... ponadczasowe szpilki od Louboutin'a!  Bye!




środa, 3 lipca 2013

Hello!

Pierwszy post. Skąd pomysł na takiego bloga? Hmm ostatnio w moim życiu dużo się dzieje, a przede mną jeszcze wiele istotnych zmian. Czasem nie mogę się na nie doczekać, a czasem zwyczajnie się ich boję. Ten blog powstał po to, abym miała gdzie porządkować swoje myśli. Będę pisała o swoich porażkach i sukcesach i o wszystkim, na co najdzie mnie ochota :) A zatem: witam w moim wirtualnym miejscu, czujcie się jak u siebie w domu (hmm, do kogo ja to piszę?! Wariatka.)